,,Mechaniczna pomarańcza" - rozkręcamy człowieka

,,Mechaniczną pomarańczę" czytałam w gimnazjum. Ostatnio stwierdziłam, że nic nie pamiętam. Zawstydzona tym odkryciem postanowiłam dokonać gruntownego anamnesis i zabrałam się do powieści raz jeszcze. To samo muszę zrobić jeszcze z połową klasyki i milionem innych dobrych rzeczy, z którymi zetknęłam się jak byłam młoda, głupia i miałam za dużo czasu, ale dziś zatrzymam się nad kultową powieścią Burgessa. Przerażająca i fascynująca, z bardzo ciekawym językiem - godna opisania po raz tysięczny i zapamiętania raz na zawsze.

  ,,Mechaniczna pomarańcza" jest doskonałym materiałem na wirtuozerski popis tłumaczeniowy (lub kompletną tłumaczeniową porażkę). To powieść science-fiction pisana językiem przyszłości. Eksperyment nie skończył się na oryginale - każdy kolejny przekład wymaga od tłumacza powtórzenia doświadczenia na języku docelowym. Pod tym względem mamy dużo szczęścia, gdyż Robert Stiller ze swoją intuicją, warsztatem językoznawczym, znajomością obcych narzeczy (zwłaszcza biegłością w angielskim czy rosyjskim) oraz świadomością polskich realiów i uwarunkowań, poradził sobie z zadaniem znakomicie. Podobnie jak Burgess jest poliglotą, a znajomość np. malajskiego pomogła mu doszukać się takich subtelności, jak nawiązanie w tytule do malajskiego ,,orang" - ,,człowiek". Zżymał się na tłumaczenie angielskiego ,,Clockwork Orange" jako ,,mechaniczna" zamiast ,,nakręcana pomarańcza", co przyjęło się już w powszechnej świadomości. Autor wykreował dla powieści nowy język, pełen neologizmów, zapożyczeń, onomatopei. A w zasadzie kilka języków, bo inaczej mówią Alex i jego koledzy, inaczej dorośli, jeszcze inaczej powieściowa młodsza młodzież karmiona popkulturową papką.
Stiller konstruując polską wersję języka przyszłości, dokonał próby realnej oceny tego, w którą stronę zmierza polszczyzna, jakie wykazuje tendencje zmian i jak faktycznie według niego może wyglądać nasz język za kilkadziesiąt lat. Powstały zatem dla tej powieści dwie wersje przekładu. Najpierw wersja R - takim językiem, zdaniem tłumacza, około 2100. roku mówiliby Polacy, gdyby utrzymała się kulturalna i polityczna przewaga Rosji Sowieckiej. Potem tzw. wersja A, która jest wizją polszczyzny w sytuacji odwrotnej - wówczas zmierzałaby ona bardziej w kierunku angielskiego. Polakom ogólnie zarzucał Stiller językowe niechlujstwo, uznał nas za ,,naród niezdolny do wyjęzyczenia się po ludzku". Równie nisko zresztą cenił nasze zdolności i chęci poznawania języków obcych, ale w tej kwestii widział przynajmniej szanse na poprawę sytuacji. Póki co angielski pozostaje dla Polaków ,,chińszczyzną", wyjątkiem są zafascynowani nim ludzie subkultur, lecz: ,,Tacy modlą się do angielszczyzny, ale nie starcza im napędu i mózgu, żeby się jej nauczyć". Mimo prognozowanych przez niego i faktycznie dokonujących się zmian na lepsze, dalej ciężko jest się z podobnymi stwierdzeniami nie zgodzić (chociaż Czechów w znajomości angielskiego wyprzedzamy o lata świetlne...).
   Fabuła przedstawia dystopijną wizję świata, w którym wszechobecnemu złu próbuje się zapobiegać dość kontrowersyjnymi metodami - za pomocą chemicznych środków i odpowiedniego zaprogramowania organizmu przez negatywne bodźce można skutecznie sprawić, że człowiek, który wcześniej rozkoszował się przemocą, odczuwa wstręt, ból i mdłości na samą myśl o najmniejszym występku. Metoda Ludovicka ma stać się remedium na problemy społeczeństwa takie jak kradzieże, gwałty, napaści i przepełnione więzienia. Według ministra spraw wewnętrznych wkrótce będą w nich zamknięci jedynie więźniowie polityczni - ta krótka wzmianka wraz z polityczną grą, w której pionkiem staje się główny bohater, nie pozostawiają żadnych złudzeń co do tego, w jakim kierunku zmierza świat.
   Miejsce akcji pozostaje nieokreślone. Rzecz dzieje się w przyszłości, choć autor nie docenił szybkości postępu technicznego i pozostawił w niej adaptery czy maszyny do pisania jako powszechnie używane narzędzia. ,,Mechaniczna pomarańcza", oprócz podstawowego zagadnienia wolnej woli i odgórnego programowania wyborów człowieka, porusza też inne problemy. Należy do nich wspomniane już niebezpieczeństwo nadmiernej władzy sił politycznych. Burgess zwraca uwagę nie tylko na jednostki bezpośrednio dokonujące przemocy, ale również na rolę społecznego przyzwolenia na nią i obojętności. Nie oszczędza policji, rodziców, nieudolnych służb sprawujących pieczę nad ,,trudną młodzieżą", przekupnych staruszek. Złożoność problemu obejmuje też odczuwane przez młodych ludzi rozczarowanie rzeczywistością, nudę, wzajemną obcość i brak porozumienia między ludźmi. Alexa zawodzą kolejno: najlepsi przyjaciele, opiekun, rodzice, rząd. Świat jest wrogi i obłudny. Burgess niektórymi zdaniami, rozsianymi niezbyt gęsto w książce, celnie i z gorzkim humorem ocenia życiowe realia. W ostatecznym rozrachunku jednak sposób podsuwania czytelnikowi moralnego sądu nad rzeczywistością nie jest specjalnie subtelny. Jednostka przedstawiona jest jako egoistyczna, pozbawiona wyższych uczuć i wartości. Dodatkowe zagadnienia dotyczące praw, jakimi rządzi się młodość, dorastania i wciąż powtarzanego schematu, z którym nie warto podejmować walki, wprowadza (pominięty w filmie) epilog.
   Jedyną rzeczą, jaka ma dla Alexa prawdziwą wartość, traktowaną przez niego jak świętość i doprowadzającą go do rozkoszy jest muzyka. Zwłaszcza IX Symfonia jego największego mistrza Beethovena, ale też Mozart i inni wielcy kompozytorzy klasyki. Na każdym kroku przeciwstawiana jest chwilowym trendom popowym. Główny bohater - piętnastoletni opryszek, chuligan, okrutny i brutalny, jest jednocześnie wytrawnym melomanem. Wiemy, że dla Burgessa muzyka była równie ważna i stanowiła znaczącą część jego życia. Według Stillera autor ,,Mechanicznej pomarańczy" sam mówił o sobie, iż ,,woli być uważany za muzyka piszącego powieści niż na odwrót". Niestety i tej przyjemności nie pozostawia głównemu bohaterowi. Przypadkowo podczas terapii zostaje on zaprogramowany również przeciwko muzyce, a tym samym wykastrowany z tego, co było dla niego w życiu najpiękniejsze.
   O tym, że na podstawie książki powstał film, wie chyba każdy. Genialny Kubrick i w ogóle. Obejrzałam od razu po przeczytaniu książki i może to był błąd, bo miałam aż zbyt mocne porównanie. Jak to w filmie pominięto wiele epizodów. Trochę też zostało dodanych. Kubrick przełożył istotę powieści na swój język, zaadoptował historię Alexa, by stworzyć własną opowieść. W filmie widzimy inaczej rozłożone akcenty, wyglądające na dwadzieścia lat staruszki i dwunastolatki, tańczące jezuski (moje ulubione), węża w roli przyjaciela Alexa. Więcej tu wulgarności, Alex traci dużo ze swojego książkowego charakteru. Obraz samej terapii bardzo wymowny. Na pewno oglądając, byłam pod dużym wpływem dopiero skończonej książki, jednak wydaje mi się, że bez wcześniejszej lektury adaptacja może prowadzić do zupełnie innych skojarzeń i refleksji. Czego nigdy już nie zweryfikuję, bo powieść czytałam (i tym razem raczej zapamiętam). Dwóch rzeczy nie potrafię jednak zaakceptować: odarcia historii z fragmentu o ,,Mechanicznej pomarańczy" oraz z epilogu przedstawiającego spotkanie z żonatym już dawnym kumplem i związane z nim refleksje.
   Do powieści nawiązywano jednak nie raz. Wystarczy wymienić odniesienia z naszego podwórka. Myslovitz na cześć baru z powieści nazwał swoją płytę ,,Korova Milky Bar" (osobiście trąci mi odniesieniem do Burgessa również piosenka ,,Sprzedawcy marzeń", ale może to już paranoja), Paktofonika wydała zaś na świat utwór pod tytułem ,,Mechaniczna pomarańcza".


   Na koniec warto dodać, że samo czytanie również jest procesem przyjemnym. Jak zauważył Stiller, powieść ma muzyczną dynamikę i klimat. Alex mimo całej swojej potworności jest w wydaniu Burgessa postacią wyjątkowo przekonującą i w moim odczuciu jego sposób myślenia wypadł dość autentycznie. Jest to pozycja, po którą nie tylko trzeba, ale i warto sięgnąć.
 ,,I cały ten szajs."


 
 
 

Komentarze